sobota, 8 marca 2014

1. Mruknąwszy niczym kot zamknął oczy.

Początek kolejnego nudnego dnia na wielkim kacu - to w domu Austina Carlile'a było normalą koleją rzeczy. Oczywiście nie obyło się bez towarzystwa Alana Ashby'ego oraz Aarona Pauleya, którzy przy każdej wolnej chwili poli razem na umór i w sumie nikomu to nie przeszkadzało. No, może poza przyrodnią siostrą Austina - Doreen. Była od niego młodsza tylko (bądź aż) dziewięć lat.
Właśnie z niedźwiedziego snu wybudził się Alanek, co we włosach miał różany wianek. Rozejrzał się dookoła po czym mlasnął przecierając wierzchem dłoni swoją bladą twarz. Zerknął na zegarek: 14:53. Przeklął cicho kręcąc głową - a miał dziś zrobić wiele pożytecznych rzeczy, ale jak zwykle wizja napicia się z kumplami wydawała mu się... bardziej pociągająca. Ashby rozejrzał się po pomieszczeniu - pełno butelek po piwie, kartony po pizzy, porozrzucany popcorn.
Jego czekoladowe tęczówki powędrowały w kierunku śpiących nadal Aarona i Austina, który był na samych slipkach. Widok ten nie zdziwił rudowłosego młodego mężczyzny, gdyż podczas trasy Carlile tak spał - spity bądź nie, ale zawsze w slipach. Białych, na dodatek. Postanowił wstać, mimo że głowa bolała go jak jeszcze nigdy.
- Nie piję nigdy wiecej - powiedział po raz setny w swoim życiu. Tak naprawdę nigdy nie dotrzymywał danego sobie słowa. - Wody! - jęknął cicho wstając z wygodnego fitala koloru ecru. Nastąpił na ziarno popcornu i syknął cicho z bólu. Usłyszał stuknięcie butelek. - Nie budzaj się, nie budzaj! - szepnął do siebie zamykając oczy i mentalnie zacisnął dwa palce.
- Joł, pało, co budzisz ludzi w środku nocy? - mlasnął Aaron podnosząc się leniwie z kanapy. - Palło cię w niemiecki bunkier?
- Wir haben keine Zeit nur Beer - odpowiedział mu rudowłosy lekko zmieszany jednak całą sytuacją. - Schlafen - machnął dłonią ruszając się powoli w kierunku kuchni.
Szatyn ziewnął tylko i ponownie ułożył się wygodnie na brzuchu Austina, który spał jak zabity. Kto wie, czy by go obudziła trzecia wojna światowa. Ashby odetchnął z ulgą ciesząc się, że Carlile się nie obudził. Mógłby zrobić niezłą drakę, że nikt nie pozwala mu się wyspać.
Alan, zmierzając nadal w stronę kuchni w rezultacie pomylił kierunki swej drogi i znalazł się w pokoju Doreen. Widział wszystko jak przez mgłę, więc z komody koloru dębu zwalił liczne kosmetyki dziewczyny. Ponownie w ciągu kilku minionych minut zaczął modlić się aby nikt się na niego nie wydarł. Cisza. Cisza, któa tak bardzo go ucieszyła. Zrobił kilka kroków do przodu - upadł na miękkie łóżko młodej Carlile. Ucieszył się, że nie ma jej w pokoju. Mimo ulgi jaką czuł nadal był spięty - westchnął. Mruknąwszy niczym kot zamknął oczy.
- Co ty tu robisz, rudzielcu? - Usłyszał za sobą delikatny kobiecy głos. Słyszał gop ierwszy raz w swoim życiu.
- Ja, ja, ja - zerwał się z wygodnego łóżka co w rezultacie skutkowało tym, że zarył twarzą o panele. - Chciałem, znaczy... Zmierzałem do kuchni, a trafiłem tu. - Obolały uniósł głowę spoglądając na nastolatkę.
- Powinieneś pójść dalej prosto i skręcić w lewo - mruknęła znudzona. - Zapomniałeś mimo, że jesteś tu prawie codziennie. - Widać po niej było, że jest znudzona takim zachowaniem kolegi brata. Machnęła ręką, co w rezultacie dało otarcie się o siebie kilka złotych bransoletek, które idealnie pasowały do jej farbowanych platynowych włosów. - Nieważne. Alkohol i tak wami zawładnął.
- Wyrozumiałością to nie grzeszysz - sapnął rudy wstając z podłogi. Otrzepawszy się i wymasowaniu bolącego miejsca na twarzy przyjrzał się nastolatce: miała na sobie szpilki, więc czemu jej nie usłyszał? Lekka granatowa tunika idealnie komponowała się z czarnymi legginsami i przewieszonymi na biodrach łańcuszkami ze srebra. - To ja już lecę, trzymaj się, platynko! - popędził przed siebie prosto do kuchni.

***

- Gdzieś ty się podziewał, ruda mendo? -  Tymi słowami przywitał chłopaka Austin, który w ciągu tego czasu gdy nie było Ashby'ego, dalej był w slipkach. - Godzinę czekam!
Jak zwykle wyolbrzymiał. Jego zmęczona twarz nadal wołała o polstę do krainy snów, zaś jego czarne niczym smoła włosy żyły własnym życiem. Niektóre z tatuaży Austina idealnie komponowały się z kanapą w kolorze khaki. Trzymał w dłoni butelkę ze świeżo otwartym piwem, typowe - najlepiej zalać kaca czymś co go wywołało. Alan wywrócił oczami. Czego mógłby się po kumplu spodziewać?
Aaron, jak to zwykle z nim bywało, zwiał szybciej niż przechodzi orgazm świni. W końcu taki los człowieka w związku. Co czasem ta miłość robi z ludzi, oj, co. Carlile zmienił program w telewizji na muzyczny. Piosenka, która aktualnie leciała z głośników pięćdziesięcio dwu calowego telewizora sprawiłą, iż Ashby zaczął kręcić swoim kuperkiem. Austin widząc kumpla zaczął się śmiać jakby był conajmniej naćpany po czym wyciągnął telefon i zaczął rudowłosego nagrywać. Mówiąc szczerze Alanek, który miał kiedyś we włosach różany wianek, nawet nie zauważył występku przyjaciela, za bardzo wczuł się w rytm popowej piosenki. W sumie zaskoczyło go to - całym sercem trzymał się rocka i metalu, bronił się przed innymi nogami jak i rękoma, ale jednak w tej piosence było coś co jednak wstrząsnęło jego dolną cześcią ciała.
- Kurwa, stary, to idzie na insta! - krzyknął rozbawiony Carlile machając nogami, na znak, że już kompletnie nie wyrabia z nadmiaru dobrego widowiska rudej łepetyny. - Już widzę te rekordy oglądalności!
Ashby wydawał się jakby w ogóle go to nie obchodziło. Słowa przyjaciela spłynęły po nim jak po kaczce pyszny sosik babci Janinki z bloku numer trzy. Tańczył dalej - do kolejnej piosenki, i kolejnej. Może to za sprawą alkoholu, który dalej dudnił w jego żyłach, może po prostu potrzebował się wyszaleć - to wie tylko on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz