Początek kolejnego nudnego dnia na wielkim kacu - to w domu Austina
Carlile'a było normalą koleją rzeczy. Oczywiście nie obyło się bez
towarzystwa Alana Ashby'ego oraz Aarona Pauleya, którzy przy każdej
wolnej chwili poli razem na umór i w sumie nikomu to nie przeszkadzało.
No, może poza przyrodnią siostrą Austina - Doreen. Była od niego młodsza
tylko (bądź aż) dziewięć lat.
Właśnie z niedźwiedziego snu
wybudził się Alanek, co we włosach miał różany wianek. Rozejrzał się
dookoła po czym mlasnął przecierając wierzchem dłoni swoją bladą twarz.
Zerknął na zegarek: 14:53. Przeklął cicho kręcąc głową - a miał dziś
zrobić wiele pożytecznych rzeczy, ale jak zwykle wizja napicia się z
kumplami wydawała mu się... bardziej pociągająca. Ashby rozejrzał się po
pomieszczeniu - pełno butelek po piwie, kartony po pizzy, porozrzucany
popcorn.
Jego czekoladowe tęczówki powędrowały w kierunku śpiących
nadal Aarona i Austina, który był na samych slipkach. Widok ten nie
zdziwił rudowłosego młodego mężczyzny, gdyż podczas trasy Carlile tak
spał - spity bądź nie, ale zawsze w slipach. Białych, na dodatek.
Postanowił wstać, mimo że głowa bolała go jak jeszcze nigdy.
- Nie
piję nigdy wiecej - powiedział po raz setny w swoim życiu. Tak naprawdę
nigdy nie dotrzymywał danego sobie słowa. - Wody! - jęknął cicho
wstając z wygodnego fitala koloru ecru. Nastąpił na ziarno popcornu i
syknął cicho z bólu. Usłyszał stuknięcie butelek. - Nie budzaj się, nie
budzaj! - szepnął do siebie zamykając oczy i mentalnie zacisnął dwa
palce.
- Joł, pało, co budzisz ludzi w środku nocy? - mlasnął Aaron podnosząc się leniwie z kanapy. - Palło cię w niemiecki bunkier?
-
Wir haben keine Zeit nur Beer - odpowiedział mu rudowłosy lekko
zmieszany jednak całą sytuacją. - Schlafen - machnął dłonią ruszając się
powoli w kierunku kuchni.
Szatyn ziewnął tylko i ponownie ułożył
się wygodnie na brzuchu Austina, który spał jak zabity. Kto wie, czy by
go obudziła trzecia wojna światowa. Ashby odetchnął z ulgą ciesząc się,
że Carlile się nie obudził. Mógłby zrobić niezłą drakę, że nikt nie
pozwala mu się wyspać.
Alan, zmierzając nadal w stronę kuchni w
rezultacie pomylił kierunki swej drogi i znalazł się w pokoju Doreen.
Widział wszystko jak przez mgłę, więc z komody koloru dębu zwalił liczne
kosmetyki dziewczyny. Ponownie w ciągu kilku minionych minut zaczął
modlić się aby nikt się na niego nie wydarł. Cisza. Cisza, któa tak
bardzo go ucieszyła. Zrobił kilka kroków do przodu - upadł na miękkie
łóżko młodej Carlile. Ucieszył się, że nie ma jej w pokoju. Mimo ulgi
jaką czuł nadal był spięty - westchnął. Mruknąwszy niczym kot zamknął
oczy.
- Co ty tu robisz, rudzielcu? - Usłyszał za sobą delikatny kobiecy głos. Słyszał gop ierwszy raz w swoim życiu.
-
Ja, ja, ja - zerwał się z wygodnego łóżka co w rezultacie skutkowało
tym, że zarył twarzą o panele. - Chciałem, znaczy... Zmierzałem do
kuchni, a trafiłem tu. - Obolały uniósł głowę spoglądając na nastolatkę.
-
Powinieneś pójść dalej prosto i skręcić w lewo - mruknęła znudzona. -
Zapomniałeś mimo, że jesteś tu prawie codziennie. - Widać po niej było,
że jest znudzona takim zachowaniem kolegi brata. Machnęła ręką, co w
rezultacie dało otarcie się o siebie kilka złotych bransoletek, które
idealnie pasowały do jej farbowanych platynowych włosów. - Nieważne.
Alkohol i tak wami zawładnął.
- Wyrozumiałością to nie grzeszysz -
sapnął rudy wstając z podłogi. Otrzepawszy się i wymasowaniu bolącego
miejsca na twarzy przyjrzał się nastolatce: miała na sobie szpilki, więc
czemu jej nie usłyszał? Lekka granatowa tunika idealnie komponowała się
z czarnymi legginsami i przewieszonymi na biodrach łańcuszkami ze
srebra. - To ja już lecę, trzymaj się, platynko! - popędził przed siebie
prosto do kuchni.
***
- Gdzieś ty się
podziewał, ruda mendo? - Tymi słowami przywitał chłopaka Austin, który w
ciągu tego czasu gdy nie było Ashby'ego, dalej był w slipkach. -
Godzinę czekam!
Jak zwykle wyolbrzymiał. Jego zmęczona twarz nadal
wołała o polstę do krainy snów, zaś jego czarne niczym smoła włosy żyły
własnym życiem. Niektóre z tatuaży Austina idealnie komponowały się z
kanapą w kolorze khaki. Trzymał w dłoni butelkę ze świeżo otwartym
piwem, typowe - najlepiej zalać kaca czymś co go wywołało. Alan wywrócił
oczami. Czego mógłby się po kumplu spodziewać?
Aaron, jak to
zwykle z nim bywało, zwiał szybciej niż przechodzi orgazm świni. W końcu
taki los człowieka w związku. Co czasem ta miłość robi z ludzi, oj, co.
Carlile zmienił program w telewizji na muzyczny. Piosenka, która
aktualnie leciała z głośników pięćdziesięcio dwu calowego telewizora
sprawiłą, iż Ashby zaczął kręcić swoim kuperkiem. Austin widząc kumpla
zaczął się śmiać jakby był conajmniej naćpany po czym wyciągnął telefon i
zaczął rudowłosego nagrywać. Mówiąc szczerze Alanek, który miał kiedyś
we włosach różany wianek, nawet nie zauważył występku przyjaciela, za
bardzo wczuł się w rytm popowej piosenki. W sumie zaskoczyło go to -
całym sercem trzymał się rocka i metalu, bronił się przed innymi nogami
jak i rękoma, ale jednak w tej piosence było coś co jednak wstrząsnęło
jego dolną cześcią ciała.
- Kurwa, stary, to idzie na insta! -
krzyknął rozbawiony Carlile machając nogami, na znak, że już kompletnie
nie wyrabia z nadmiaru dobrego widowiska rudej łepetyny. - Już widzę te
rekordy oglądalności!
Ashby wydawał się jakby w ogóle go to nie
obchodziło. Słowa przyjaciela spłynęły po nim jak po kaczce pyszny sosik
babci Janinki z bloku numer trzy. Tańczył dalej - do kolejnej piosenki,
i kolejnej. Może to za sprawą alkoholu, który dalej dudnił w jego
żyłach, może po prostu potrzebował się wyszaleć - to wie tylko on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz